Za mną udany i bardzo intensywny weekend, miejsca oddalone od siebie prawie 300 km oba tak samo ukochane i powiązane ze sobą i z moją Lawendową Werandą...
To bliżej gdzie rośnie lawenda, gdzie w czerwcu tuż przed zbiorami powietrze jest gęste od lawendowego olejku, że aż w nosie kręci....teraz już po żniwie,
ale wbrew pozorom wcale nie smutne, jeszcze gdzieniegdzie kwitną kwiaty, pojedyncze, ale tym bardziej drogocenne; latają pszczoły i trzmiele na wyścigi:
kto pierwszy ten lepszy! i groźnie brzęczą gdy wyczują złowrogie zamiary przypadkowego o tej porze roku zbieracza.
ale wbrew pozorom wcale nie smutne, jeszcze gdzieniegdzie kwitną kwiaty, pojedyncze, ale tym bardziej drogocenne; latają pszczoły i trzmiele na wyścigi:
kto pierwszy ten lepszy! i groźnie brzęczą gdy wyczują złowrogie zamiary przypadkowego o tej porze roku zbieracza.
Pomimo to udało mi się zebrać skromny bukiecik kwiecia ( oczywiście za zgoda właścicieli pola:) zdziwionych, że o tej porze roku chcę ogladać lawendę.)
Teraz już grzecznie się suszą zapachowe zapasy na zimę !
I drugie miejsce magiczne dla mnie - na drugim końcu 300 km tęczy,
tu być może zakwitnie lawenda wokół wymarzonej werandy....
tu być może zakwitnie lawenda wokół wymarzonej werandy....
pełne spełnionych marzeń sny!
1 komentarz:
ładne zdjęcia!
Prześlij komentarz