środa, 22 sierpnia 2012

było i...minęło...


Znowu w pracy, na kolejny urlop tyle dni czekania....na dni w szumiących brzozach, o smaku malin prosto z krzaka, pachnącego kopru
i pomidorów, których próżno szukam później na straganach i w sklepach mojego miasta...
i fasoli kwitnącej na tyce, pozwalającej się łaskawie zerwać...
tęsknię już - czekam, zazdroszcząc tym co mają te skarby na co dzień w zasięgu ręki...


 Udało mi się w czasie urlopu trochę pofrywolitkować :)  początek (pierwszy tydzień prób) był trudny, nitka się plątała, rwała, supełki nie chciały się przesuwać... czółenka wypadały z rąk -
dałam radę,  już nieco lepiej mi wychodzi, ale przede mną jeszcze długa droga.

 Teraz się chwalę, bo jestem z siebie dumna !

To moje czółenka:




 




A to jest moim celem  (w tym roku chciałabym takimi śnieżynkami ozdobić choinkę świąteczną)
niestety to nie ja robiłam poniższe cuda - ale one mnie motywują do dalszej nauki !



pozdrawiam serdecznie :)

Brak komentarzy: